Dawno, dawno temu, kiedy na blokach wróbelki jeszcze nie ćwierkały o Internecie, nie mówiąc już o tak popularnych dziś blogach, a nasz kraj miał skrót trzyliterowy, w okresie przedświątecznym zelektryzować ludzi mogła tylko jedna wiadomosć, i nie było to przemówienie "wroniego generała" lecz radosna wiadomość spikerki telewizyjnego Dziennika - "do portu w Gdyni zawinął statek z ładunkiem kubańskich cytrusów". Już od czasów starożytnych urzekały nie tylko smakiem, ale i właściwościami, w które święcie wierzono. Wobec powszechnych niedoborów, ogólnego kryzysu cytryny, pomarańcze czy mandarynki były prawdziwym rarytasem.
Pomarańcze pochodzące z Kuby nazywano często "jajami Fidela". Charakteryzowały się bardzo grubą skórą i nadzwyczaj cierpkim smakiem. Wbrew temu co nazwa sugeruje, wcale nie były pomarańczowe. Wśród licznych anegdod z tego okresu opowiada się również i tą w której braki w asortymencie cytrusów wyjaśnione zostaje niechęcią samego Gomułki, który miał twierdzić, że kiszona kapusta ma tyle kalorii i witamin, ile cytryny więc nie widzi potrzeby ich sprowadzania. Kapusta może i jest wartościowym produktem spożywczym, ale jak jak ją wycisnąć do herbaty? - pytano wówczas z przekąsem.
Na szczęście obrazki takie przeszły już do historii i ówczesny świat, dla współczesnych często jest bardziej obcy niż czerwone pustynie Marsa. Młodszym pokoleniom często trudno zrozumieć ideę kartek na żywność i, że kiedyś mogło nie być pełnych półek w supermarketach wiec próbę wyjaśnienia im "tego i owego" podejmuje się na przykład Aneta Górnicka-Boratyńska w książeczce "Zielone pomarańcze czyli PRL dla dzieci".
Coś się kończy, coś się zaczyna. PRL odszedł, wraz z nim i deficytowość cytrusów, które na dobre zagościły tak na półkach, jak i na stołach. Lecz czy zastanawiamy się nad pochodzeniem produktów, które kupujemy. Kiedyś owe kubańskie cytrusy były niemal przysłowiowe, teraz bywa, że trudno rozeznać który owoc skąd pochodzi, czasami nawet mimo odpowiedniej nalepki. Tak więc chciałbym przedstawić jeden ze współczesnych szlaków cytrynowych. Choć jest on diametralnie innych niż ten kubański, to nazwą bije jaja Fidela - bowiem na pytanie "skąd masz cytryny?" odpowiedzieć można: OD BATMANA!.
Wraz z nadejściem roku 1989 w Turcji, a dokłądniej w Istanbule wyłoniła się firma o wdzięcznym mianie Batman Export. Sześć lat później, kiedy przedsięwzięcie rozwinęło się w prężny biznes firma uzyskała status spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Do oferowanych przez nią produktów zaliczają się oczywiscie także i owoce cytrusowe. Koncentrując się na dostarczaniu świeżych warzyw i owoców Batman Export szybko stał sie liderem wśród tureckich eksporterów. Przez lata firma zwiększała swój zasięg i obecnie kontynuuje swoją działaność na rynkach takich krajów jak Mołdawia, Bułgaria, Bośnia, Grecja, Rosja, Armenia, Słowenia, Chorwacja, Estonia, Litwa, Czechy, Serbia, Macedonia... no i Polska. Cytryny sygnowane logo "Batmana" można dostać w wielu nszych sklepach czy sieciach supermarketów.
I tylko jedno pozostaje tajemnicą, czy ta prężnie rozwijająca się firma nie jest przypadkiem przykrywką, za którą stoi osławiony Bruce Wayne? ;-)
Bożonarodzeniowy easter egg: http://www.youtube.com/watch?v=y8yYOG2JZ0s ;-)
Odsłon bloga: 52175