"O czym mówimy, gdy mówimy o miłości" (What we talk about when we talk about love) Raymonda Carvera (1938-1988) jest, z grubsza rzecz biorąc, opowieścią o niemożności dogadania się. Książka złożona jest z kilku opowiadań, ale nie nabierzmy się na to: to jest jedno opowiadanie w kilku wariantach. Na przykład: mężczyzna opuszcza mieszkanie, pakuje różne paki i pudła, likwiduje tapczany. Przeprowadzka jest wieloznaczna i ponura, bo w jej tle tajemniczo milczy rorozstanie. Domyślamy się, że ów człowiek czuje się koszmarnie. Tłuką się po kątach ślady zmarnowanych (zyskanych?) dziesięciu lat przy pewnej kobiecie. Tymczasem przychodzi mloda para i bohater długo sprzedaje tym Młodym Prymitywnym różne radia i łóżka, a potem wszyscy zaczynają pić i marudzić, a pod tym czai się rozpacz. Właściwie nikt nie mówi o tym, "w czym rzecz", ale wszyscy wiemy, w czym rzecz i nagle wszystkich zaczyna boleć. To jest siła prozy Carvera - zmusić ludzi do czucia tego, co jego bohaterowie czują. Mimo, że - umówmy się - nie jest to nic miłego ani nic nowego.
(fragment recenzji Agnieszki Osieckiej "Kaktusy miłości")
obraz Glena Tarnowskiego
(przedstawianego już wcześniej przy okazji nalewania lemoniady dla kotatonika)